Szanowne Koleżanki i Koledzy! Jestem absolwentem historii. Studia zacząłem we wrześniu 1954 roku, magisterium złożyłem 25 czerwca 1958 roku. Z tym, że jak to było w tamtych czasach, w celu uzupełnienia edukacji - z obecnym tutaj magistrem, radnym Ryszardem Olszewskim - musieliśmy się zaraz zameldować w 39. Pułku Zmechanizowanym w Trzebiatowie. Tak wówczas wyglądała męska edukacja.
Po studiach uczyłem w szkole w Gdańsku, gdzie mieszkałem od 1945 roku, gdy przyjechaliśmy z Wilna; potem wróciłem do Torunia i tak już jestem z nim związany prawie pół wieku, a jeżeli liczyć okres studiów więcej niż pół wieku. Ale jeszcze żyję! Nawet wydobywam z siebie trochę głosu.
Proszę Państwa! Poproszono mnie, żebym powiedział kilka słów na temat dziejów naszego Uniwersytetu. Cóż można powiedzieć przez 20 minut, nawet, jeżeli ktoś mówi bardzo szybko? Ja bardzo szybko nie mówię, ale pewne myśli, idee postaram się przedstawić.
|
| |
|
[fot. A. Dauksza-Wiśniewska]
|
|
|
|
Zacznijmy od pojęć podstawowych. Słowo "uniwersytet" pochodzi od łacińskiego "universitas", czyli powszechność. Kiedy tworzyły się pierwsze uniwersytety w Europie (a najstarszy był w Bolonii, nieco później w Paryżu - Sorbona) słowo to znaczyło: wspólnota nauczających i uczących się. I to jest słuszne. Z czasem doszło drugie rozumienie tego słowa, przy czym jedno drugiego nie wyklucza, że universitas to jest wspólnota nauk - czyli, że prawdziwym uniwersytetem jest instytucja, w której są reprezentowane różne dziedziny wiedzy i nauki. Dlatego zawsze patrzę z pewnym politowaniem na takie uczelnie, które mają w nazwie przymiotnik, np. uniwersytet medyczny. To może być wydział, ale nie uniwersytet... Słyszałem, że w Budapeszcie jest uniwersytet weterynaryjny. Nie wiem czy oni tam liczą za słuchaczy te krowy, które leczą. W każdym bądź razie dla mnie jest to trochę niepoważne.
UMK, który jest prawdziwym uniwersytetem, jest stosunkowo młody. Powstał w 1945 roku. Pierwsze wykłady miały miejsce w listopadzie tegoż roku. Bodajże pierwszy wykład miał profesor Tadeusz Czeżowski - wybitny filozof, logik. Mam zaszczyt mieć jego podpis w indeksie. Ale w porównaniu z jakimiś Boloniami czy Sorbonami jesteśmy stosunkowo młodzi. Nawet w porównaniu z najstarszym polskim Uniwersytetem Jagiellońskim, też jesteśmy stosunkowo młodzi. Ale trzeba pamiętać, że w kraju takim jak Polska, gdzie bez przerwy wiatry historii szarpią naszym losem, 62 lata trwania instytucji to jest już niemały sukces. A to są już 62 lata istnienia! Jeśli dodamy do tego, że duża część kadry nauczającej wywodziła się ze starych uniwersytetów w Wilnie i Lwowie (było też trochę osób z Poznania i Warszawy) to widać kontynuację ciągłości myśli uniwersyteckiej i badań, które rozpoczęli niektórzy uczeni jeszcze przed I Wojną Światową czy w okresie międzywojennym. Z tego punktu widzenia, Uniwersytet z pewnością jest tym, co w języku historyków nazywa się instytucją długiego trwania - i to jest bardzo ważny element.
Czasami może wydawać się to świadectwem pewnego konserwatyzmu, ale jeżeli dobre tradycje i obyczaje akademickie są przestrzegane, zwłaszcza w dzisiejszym świecie, w którym mamy do czynienia z różnego rodzaju szaleństwami, głupotami i modami - to możemy być z tego zadowoleni.
Teraz wrócę na moment do historii prób utworzenia uniwersytetu na naszych terenach. Pewne idee utworzenia tej instytucji, na szeroko pojętym Pomorzu Nadwiślańskim, są bardzo dawne. W 1386 roku Papież Urban VI wydał dokument zezwalający na utworzenie uniwersytetu w Chełmnie, nieodległym, pięknym mieście, które miało być początkowo stolicą państwa krzyżackiego. Ale Krzyżacy byli bardziej zajęci powiększaniem terytorium swojego państwa i budowaniem zamków niż wydawaniem pieniędzy na uniwersytety i nic takiego się nie wydarzyło. W XVI wieku powstały w trzech największych miastach Pomorza, to znaczy w Toruniu, w Gdańsku i w Elblągu, protestanckie gimnazja akademickie, w których ostatnie 2 klasy, jeśli tak można powiedzieć, odpowiadały poziomowi uniwersyteckiemu. Nie były to pełne uczelnie uniwersyteckie, ale ponadprzeciętne ówczesne kolegia. Najlepszym dowodem ich wysokiego poziomu było to, że w Toruniu w tym czasie studiowało wielu Węgrów kalwinów z Siedmiogrodu.
W odpowiedzi na wspomniane gimnazjum akademickie, w 1612 roku uruchomiono zajęcia w Collegium Jezuickim, blisko kościoła św. Jana, które było szkołą średnią, ale na dobrym poziomie. Była też w XVIII wieku kolonia akademicka Uniwersytetu Krakowskiego w Chełmnie.
Niemcy po rozbiorach Polski nie zdobyli się tutaj na utworzenie uczelni wyższej, najbliższy był Uniwersytet Albertyna w Królewcu, założony jeszcze w 1544 roku.
Jedyna wyższa szkoła, jaka tutaj powstała przed I Wojną Światową to była Politechnika Gdańska, założona w 1905 roku. Mimo że była to szkoła techniczna, to były tam katedry humanistyczne, np. historia. Bo taki był zwyczaj na uczelniach niemieckich, no, ale to była czysto niemiecka uczelnia a przede wszystkim uczelnia techniczna, a nie uniwersytet o szerokim profilu.
W okresie międzywojennym, to trzeba dodać, tworzyły się jeszcze towarzystwa naukowe. Jeżeli chodzi o sam Toruń, powstał najpierw niemiecki Copernicus Verein, grupa osób, która zanim stała się towarzystwem, wpierw zabiegała o ustawienie pomnika Kopernika, tego co stoi do dzisiaj przed ratuszem. Zresztą najwięcej pieniędzy na ten pomnik zebrano, jak byśmy dzisiaj powiedzieli, od bogatych rosyjskich wczasowiczów, po różnych uzdrowiskach niemieckich.
W 1895 roku powstało Towarzystwo Naukowe w Toruniu. Pierwsze polskie towarzystwo naukowe na całym wielkim Pomorzu. Proszę zwrócić uwagę na nazwę: Towarzystwo Naukowe nie "toruńskie", ale "w Toruniu", bo ono miało służyć nie tylko Toruniowi, lecz całej tej dzielnicy i to trzeba zapamiętać, bo niektórzy przekręcają tę nazwę. W 1923 roku, już po odzyskaniu niepodległości, z księgozbiorów tych towarzystw i miejskich, i innych, powstaje ważna rzecz, bez której nie może funkcjonować nauka, zwłaszcza humanistyka szeroko pojęta - mianowicie Książnica Miejska. Zawsze tu było świetne archiwum sięgające dokumentami XIII wieku.
Wysoki poziom reprezentowały ówczesne szkoły średnie, wystarczy powiedzieć, że np. w I Liceum, dziś też Kopernika, uczył Roman Ingarden, jeden z najlepszych filozofów w dziejach Polski.
Proszę Państwa, tuż przed wybuchem II Wojny Światowej myśl uniwersytecka zaczęła się bardziej konkretyzować. Były przymiarki, aby w 1940 roku utworzyć w Toruniu filię Uniwersytetu Poznańskiego, ale przyszła wojna i zniszczyła ten plan. Duża część inteligencji została wymordowana, a część uciekła. Ale w 1945 roku był wśród ludzi zapał, a władza komunistyczna nie była na tyle ugruntowana, żeby bez przerwy przeszkadzać, jak to później będzie robić. W kwietniu 1945 roku powstał komitet, w którym działał m.in. Ogłoza - prezes Polskiego Związku Zachodniego. Był tam również Józef Mossakowski. I zjawił się (uciekał przed aresztowaniem z Wilna pod fałszywym nazwiskiem) Stefan Burhard, przed wojną dyrektor Biblioteki Wróblewskich obecnie Litewskiej Akademii Nauk. Równocześnie zaczęły się w Wilnie dyskusje wśród profesury, która przeżyła wojnę, co dalej robić. Najpierw ustalono, żeby nie opuszczać miasta, ale kiedy od jesieni 1944 roku zaczęły się aresztowania, postanowiono wyjechać. Początkowo myślano o wyjeździe do Królewca, gdyż sądzono, że całe Prusy Wschodnie, a więc i Królewiec, będą polskie. Ale okazało się, że Stalin uznał, że ten teren jest mu potrzebny jako baza wojskowa, bo w tej części nie zamarza Bałtyk. Parę osób pojechało do Lublina, potem do Łodzi, pojedyncze osoby gdzie indziej. Ale proszę państwa, właśnie ten dr Burhard dał znać po przyjeździe tutaj, że tu jest komitet, który chce utworzyć w Toruniu uniwersytet. I to spowodowało, że do Torunia przyjechały dwa transporty. Starsi z Państwa wiedzą jak to wyglądało - wielogodzinna jazda w bydlęcych wagonach. Ja to w dzieciństwie też ćwiczyłem. W każdym bądź razie jeden transport przyjechał w maju 1945 roku, a drugi - w lipcu. Jeszcze uniwersytetu nie było, ale proszę państwa nie ma uniwersytetu bez profesury. Doby profesor w wielu dziedzinach może uczyć jak to było w Gaju Akademosa, nawet w krzakach. Natomiast jak nie ma profesorów z prawdziwego zdarzenia, to mogą być rozległe budynki, wyposażenie i co z tego - miernoty wypuszczają.
|
| |
|
[fot. A. Dauksza-Wiśniewska]
|
|
|
|
Ostatecznie Krajowa Rada Narodowa z podpisem niejakiego Bolesława Biureta wystawiła w sierpniu odpowiedni dokument. I stąd 4 stycznia 1946 roku odbyła się uroczysta inauguracja, choć jak powiedziałem, Uniwersytet faktycznie zaczął funkcjonować od jesieni, a wykłady zaczęły się w listopadzie 1945 roku.
Wówczas krótko pierwszym kandydatem na rektora był profesor Jan Zygmunt Wilczyński, ale po pewnym czasie szybko go zastąpił profesor Ludwik Kolankowski, wielki znawca epoki Jagiellonów. Jego popiersie jest parę kroków stąd, na tym skwerku naprzeciw gmachu Wydziału Chemii. Był doświadczonym organizatorem, m.in. miał udział w odbudowie Uniwersytetu w Wilnie w 1919 roku, był dyrektorem Biblioteki Zamoyskich w Warszawie, a w 1945 r., przez kilka miesięcy, prorektorem tworzącego się Uniwersytetu Łódzkiego. Jednak już w sierpniu przyjechał do Torunia i wziął się do tworzenia toruńskiego uniwersytetu, a że był człowiekiem zdecydowanie energicznym, i powiedzmy mającym swoją pozycję, to rzeczy szły szybko i do przodu. Najpierw został mianowany rektorem, ale po 1947 roku (kiedy to odbyły się wybory), został wybrany rektorem, choć chyba tylko 1 głosem przewagi nad innym znanym uczonym historykiem literatury Konradem Górskim. Ale już w czerwcu 1948 r. złożył podanie o dymisję, która została przyjęta przez ministerstwo oświaty. W rzeczywistości musiał odejść z przyczyn politycznych, a dymisja była wymuszona - niestety, nadchodził komunizm. Zresztą - w naszej historii będzie się to powtarzać, mamy dosyć duże doświadczenie. Ja sam na sobie to ćwiczyłem, jak byłem rektorem.
Proszę Państwa! Co więcej, jak Senat UMK uchwalił dla niego "doktorat honoris causa", to nawet nie pozwolono mu go nadać i o tym napisać. Dopiero po 1989 roku można było przypomnieć, że pierwszym "doktorem honoris causa" naszego Uniwersytetu jest pierwszy jego rektor. Potem był lwowiak, wybitny historyk państwa i prawa profesor Karol Koranyi, a po nim krótko -profesor Leon Kurowski.
W tym okresie, przełom lat 40-50, zaczęła się właściwie w dużym stopniu likwidacja Uniwersytetu, który jak ogłoszono, jest reakcyjny, zacofany itd. I to wcale nie było prawdą, bo większość profesorów nie była nastawiona bardzo agresywnie wobec władzy. W każdym razie przestał istnieć Wydział Prawa. Na Wydziale Humanistycznym, na którym było 12 kierunków studiów zostało półtora, jeśli tak można powiedzieć. Kiedy ja przyszedłem na studia, to na całym Uniwersytecie było tysiąc trzysta kilkudziesięciu studentów. Dziś byle instytut u nas ma tylu studentów.
Początek lat 50. był najgorszym okresem. Wielu młodszych pracowników naukowych usunięto z pracy; dzięki temu rozwinęła się polonistyka na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Starszych odsunięto od zajęć, nie mogli wykładać. Mogli pracować, coś tam dłubać, ale nie wykładać.
To zmieniło się wraz z październikiem 1956 roku. Zaczęła się odbudowa Uniwersytetu w sensie najważniejszym: kadrowym i kierunków studiów. Przywrócono szereg kierunków. Na początku lat 60. zaczęto budować początki ekonomii, prawa, i uczelnia zaczęła się rozwijać. Potem - i to już jest okres lat 60-70 - obok odbudowy szeregu kierunków również wykorzystano obchody Kopernikowskie (1973 r. - przyp. red.) do poszerzenia naszej bazy. Wówczas rektorem był profesor Witold Łukaszewicz, mój mistrz, który uzyskał zgodę na budowę miasteczka akademickiego. Aula i szereg budynków pochodzą z tego właśnie okresu.
Potem pojawiła się kwestia taka, iż Gierek doszedł do wniosku, że trzeba stworzyć małe województwa, żeby sekretarze partii nie zagrozili mu jak on zagroził Gomułce i namnożono nowych województw do 46 czy 49 (między innymi dawne województwo bydgoskie podzielono na trzy nowe). I to spowodowało, że środki, które były wstępnie załatwione na dalszą rozbudowę Uniwersytetu na Bielanach odpłynęły z Torunia. Między innymi z tych pieniędzy zbudowana jest część obecnego Uniwersytetu w Zielonej Górze. Natomiast w sensie naukowym szliśmy ciągle mimo trudnych czasów do przodu.
Później przyszedł rok 1980 i 1981. Po wielu latach odbyły się wolne wybory, wybrano nowe władze uniwersyteckie. No, ale potem przyszedł stan wojenny, usunięto rektora i dwóch prorektorów, kilkadziesiąt osób aresztowano zarówno wśród pracowników jak i studentów. Podobnie stało się w kilku poważnych uniwersytetach. Po raz kolejny polityczna historia Polski rzutowała na historię Uniwersytetu. Także tym razem udało nam się wyjść obronną ręką z tych wydarzeń - do sierpnia wyciągnęliśmy z więzień i z internowania większość osadzonych i właściwie znowu nikogo z powodów politycznych, w ostatecznym rozliczeniu, nie usunięto z UMK.
Rok 1989 - znowu wolne wybory, i zaczęliśmy już normalnie funkcjonować, tak jak to się dzieje w cywilizowanych państwach. Uniwersytet zaczął rozwijać się błyskawicznie, ciągle powstawały i powstają nowe budynki. Dziś nasza społeczność jest prawie czterdziestotysięczna.
Ważną datą jest 14 października 2003 roku, bo wówczas Akademia Medyczna w Bydgoszczy zdecydowała się przyłączyć do Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Oczywiście, to wymagało zatwierdzenia Sejmu RP (ustawa z 8.10.2004 r., weszła w życie 24.11.2004 r. - przyp. red.). W ten sposób nasz uniwersytet ma w tej chwili 14 wydziałów, niedługo rusza 15 (we wrześniu 2007 r. prace rozpoczął Wydział Nauk Pedagogicznych - przy. red.), a w perspektywie jest 16. Czyli to, co powiedziałem na początku - wróciliśmy do "universitas" - i tak powinno być.
UMK jest wielką maszyną, trudną w administrowaniu, ale stale rozwijającą się, reprezentującą całą paletę dziedzin, od teologii i sztuk pięknych po kierunki informatyczne, niedługo być może i technologiczne.
A więc krótko mówiąc, nasz Uniwersytet, i mówię to nie dlatego, że jestem z nim związany kilkadziesiąt lat, jest uniwersytetem europejskim. Na północ od Poznania i Warszawy jesteśmy największą uczelnią i mamy kontakty z całym światem, z większością liczących się ośrodków naukowych.
A na zakończenie chciałem państwu i sobie pogratulować, że jesteśmy absolwentami tego Uniwersytetu.
Dziękuję bardzo.
Sławomir Kalembka
*Wykład prof. Sławomira Kalembki wygłoszony 8.09.2007 r. podczas inauguracji XIII Zjazdu Stowarzyszenia Absolwentów UMK "Jesienne Powroty 2007". Tekst zawiera skróty i jest nieautoryzowany.