strona główna   spis treści   strona Stowarzyszenia   strona UMK  



Absolwent

 BIULETYN STOWARZYSZENIA ABSOLWENTÓW UMK 

TORUŃ, Nr 11, WRZESIEŃ, 2006 r.



WIERNI TORUNIOWI I UMK
Jedyne takie miejsce

W ponad 60-letniej historii UMK jedną z ciekawych kart były niewątpliwie sukcesy odnoszone w latach 1954-70 przez koszykarzy toruńskiego AZS i czołową postać tej drużyny, do dziś mocno związanego z  Uniwersytetem i miastem - Ryszarda ­Olszewskiego.

- Zaczęło się to już w Gimnazjum i Liceum im. Jana Kasprowicza w Inowrocławiu, którego jestem absolwentem - wspomina legendarny koszykarz. - To była bardzo usportowiona szkoła, która dwukrotnie zdobywała tytuł mistrza Polski szkół średnich w koszykówce. Po zdaniu matury, wraz z grupą kolegów, wybieraliśmy się na UMK na geologię, ale akurat wtedy ten kierunek likwidowano. Poszliśmy więc na geografię: Andrzej Wnuk, Jerzy Grecki i ja, a Janusz Sarbinowski - na biologię. Był też z nami Edward Wiśniewski, późniejszy profesor geografii na UMK i kilku studentów z innych kierunków, którzy już wcześniej "bawili się" w koszykówkę. I tak stworzyliśmy drużynę, która - przyjmując później nazwę "Twarde Pierniki" - stała się sławna w całym kraju, dobrze promując Uniwersytet Mikołaja Kopernika i Toruń.


  


Drużyna "Twardych Pierników". Pierwszą piątkę w latach 60. ubiegłego wieku stanowili (od lewej): Ryszard Olszewski (kapitan drużyny), Andrzej Chmarzyński, Szczepan Waczyński, Medard Bogucki, Kazimierz Kleczkowski

Niełatwo było łączyć naukę z uprawianiem sportu wyczynowego. Zajęcia i treningi trwały od rana do późnego wieczora. Często terminy sesji egzaminacyjnych pokrywały się z datami zawodów, turniejów, czy obozów szkoleniowych reprezentacji Polski, do której należał toruński zawodnik.

- Czasami musiałem przekładać po kilka egzaminów - przyznaje Olszewski. - Taryfy ulgowej nie było, a zdarzało się, że zadawano mi nawet więcej niż innym. Ja jeździłem po świecie, nawet za "żelazną kurtynę", podczas gdy pracownicy naukowi takich możliwości w latach 50. nie mieli, więc często traktowano mnie raczej chłodno. Dużo natomiast zawdzięczam profesorowi Galonowi, który po ojcowsku podchodził do moich problemów, wyznając zasadę, że dla geografa podróże po kraju i świecie to też jest "warsztat pracy". Oczywiście wyjazdy zagraniczne to była dla mnie, młodego wówczas człowieka, spora atrakcja; szczególnie mile wspominam te do Francji i Włoch.

Toruński AZS rozgrywał w tym czasie mecze z najlepszymi drużynami krajowymi i zagranicznymi, często w hali szumnie zwanej "Pałacem Sportowym" lub na wolnym powietrzu "Pod Grzybem". Wielkie emocje i tysiące kibiców towarzyszyło zwycięskim meczom rozgrywanym m.in. z Chińczykami (1954), drużyną Oxfordu (1956), Sportklubem z Rygi - mistrzem ZSRR (1958). Prasa pisała wówczas: "Zwycięstwa AZS UMK stawiają tę drużynę w czołówce krajowej, a Toruń staje się miastem, w którym trudno zwyciężyć".

Twórcą drużyny "Twarde Pierniki" był trener Edward Kucza - kierownik Studium Wychowania Fizycznego na UMK, bez reszty oddany tej dyscyplinie sportu. Pod jego kierunkiem koszykarze toruńskiego AZS trzykrotnie zdobywali złote medale w Akademickich Mistrzostwach Polski i nieprzerwanie przez 17 lat utrzymywali się w I lidze, a trójka zawodników: Olszewski, a także Szczepan Waczyński i później Andrzej Chmarzyński, grała w kadrze narodowej. Zawodnicy się zmieniali, jedni odchodzili, inni przychodzili, niektórzy zostawali profesorami na UMK - jak Stanisław Łęgowski czy Andrzej Kola. Odnoszone sukcesy były zasługą całego zespołu, ale niewątpliwie asem atutowym był Olszewski, który miał wyjątkową smykałkę, prawdziwy talent do trafiania piłką do kosza z odległości 6-7 metrów.

Na długoletni sukces "Toruńskich Pierników" wpływ miała także dobra atmosfera w drużynie, umiejętność współżycia, zgranie zespołu.

- Nawet żony wybieraliśmy wspólnie - żartuje Olszewski. I opowiada jak to 2 czerwca 1959 roku na ślubnym kobiercu w USC w Bydgoszczy stanęli - on, Wnuk i Sarbinowski, wybranka Wnuka oraz jej dwie koleżanki z Bydgoszczy. Jednocześnie wymieniali się jako świadkowie, aż doszło do "pomieszania z poplątaniem" i urzędniczka chciała Olszewskiego ożenić dwa razy. Przepraszam, już byłem - powiedział niedoszły bigamista. Na swój ślub jechał, a raczej leciał prosto z mistrzostw Europy w Stambule, które kończyły się poprzedniego dnia. W szatni ukradziono mu zegarek i obrączkę, więc jeszcze rano musiał kupić nową w Toruniu, a potem dojechać pociągiem do Bydgoszczy. Zdążył jednak na czas, gdyż wybranka serca - Krystyna z d.  ujkowska, notabene absolwentka naszej chemii, czekała cierpliwie w umówionym miejscu. Ale śmiechu było co niemiara... Potem, wraz z nieżyjącym już Waczyńskim byli świadkami na ślubie najmłodszego zawodnika - Andrzeja Chmarzyńskiego, zwanego "Chmarą", dziś adiunkta na Wydziale Chemii, którego żartobliwie przezywano też "juniorem", chociaż to chłop jak dąb, mający 193 cm wzrostu.

- To był zdecydowanie najprzyjemniejszy okres w moim życiu - wspomina Olszewski. - Jako drużyna stanowiliśmy zespół rozumiejących się ludzi, którzy lubili ze sobą przebywać nie tylko na boisku, ale także poza nim. Zawarte wówczas przyjaźnie przetrwały do dzisiaj. I chociaż miałem wiele intratnych propozycji przejścia do innych klubów w dużych miastach nie skorzystałem z tego, pozostając wierny swojemu klubowi AZS i uniwersytetowi. Wyznaję bowiem zasadę, może dziś niepopularną, że pieniądze nie są w życiu najważniejsze. Chociaż urodziłem się w Inowrocławiu, sentymentalne więzi łączą mnie także z Toruniem. Całe moje dorosłe życie wiąże się z tym miastem, miałem wpływ na jego rozwój, poznałem wielu wspaniałych ludzi. Tutaj założyłem rodzinę, mamy dwoje dorosłych już dzieci - syn Andrzej skończył prawo na UMK, córka Monika jest archeologiem. Mamy pięcioro wnucząt. Nie wyobrażam sobie innego miejsca na ziemi, jak tylko w Toruniu.

Po zakończeniu kariery sportowej, już jako działacz w zarządzie AZS i w Wojewódzkiej Federacji Sportu, a także jako znawca procesu inwestycyjnego, chciał coś dobrego zrobić dla toruńskiego sportu. Wraz z grupą zapaleńców założyli Fundację Budowy Hali Sportowej w Toruniu. Miejsce wybrali idealne, u zbiegu ulic Śniadeckich i św. Józefa, tam gdzie tego rodzaju obiekty zaplanował projektant miasteczka uniwersyteckiego na Bielanach, prof. Karłowicz. Teren jest ogromny, gdyż zarezerwowano tutaj także teren dla Studium Wojskowego, którego już nie będzie. Na tym obszarze zmieściłaby się i hala, i basen, i korty tenisowe, bieżnia, skocznia, rzutnia - wszystko, co jest potrzebne dla rozwoju fizycznego studentów, a także dla profilaktyki zdrowotnej pracowników. A UMK, wstyd się przyznać, jest chyba jedyną uczelnią w Polsce, która tego typu obiektów nie posiada, bo trudno za takie uznać małe salki rekreacyjne obok DS-ów i hoteli asystenckich. Sprawa niestety upadła z powodu protestu grupy mieszkańców spółdzielni mieszkaniowej "Uniwersitas", leżącej na obrzeżach tego obszaru od strony ul. Gagarina. Notabene w planie zagospodarowania przestrzennego nie przewidywano tutaj budownictwa mieszkaniowego...

- To jest oczywisty paradoks - jeszcze dziś Olszewski się denerwuje mówiąc o tej sprawie. - Obecnie zrodziła się wspólna inicjatywa władz miasta i uczelni, aby taką halę sportowo-widowiskową pobudować przy ul. Bema, w ciągu już znajdujących się tutaj obiektów sportowych: lodowiska, modernizowanego właśnie stadionu i nowego boiska do hokeja na trawie. Działa specjalny zespół pod kierunkiem prezydenta Michała Zaleskiego i niedawno zwiedzaliśmy tego typu obiekty w Bydgoszczy, Inowrocławiu, Włocławku. Życzę naszej Uczelni, która ukończyła już 60 lat i nadal wspaniale się rozwija, aby i  ten problem został rozwiązany.

Sentymentalny związek Olszewskiego z toruńską uczelnią trwa do dzisiaj. Od 11 lat pełni on funkcję wiceprezesa Stowarzyszenia Absolwentów UMK. Niewiele uczelni w Polsce posiada tego typu organizację, na niektórych były, ale "wypaliły się". U nas Stowarzyszenie nadal się rozwija, zrzeszając ponad 1200 osób.

- Potwierdzeniem potrzeby jego istnienia - przekonuje wiceprezes - jest wciąż duża frekwencja na dorocznych spotkaniach "Jesienne Powroty". Nasi absolwenci odbywają nieraz dalekie podróże, aby przyjechać do Torunia i na macierzystą uczelnię, gdzie, podobnie jak ja, spędzili najlepsze lata swojej młodości, czasem "chmurnej i durnej", ale zawsze pięknej. Z natury jestem osobą towarzyską i chętnie pomagam przy organizacji tego rodzaju imprez. Utrzymywaniu więzi z macierzystą uczelnią służy też nasz biuletyn "Absolwent", będący źródłem informacji o tym, co dzieje się na UMK i w środowisku absolwentów. Dziwi trochę fakt, że na naszej uczelni istnieją dwie oddzielne komórki o podobnym profilu działania, a mianowicie Stowarzyszenie Absolwentów i "Program Absolwent" w Centrum Promocji i Informacji. Moim zdaniem cała działalność na rzecz absolwentów powinna skupiać się w jednym miejscu.

Danuta Seweryn-Ciesielska

początek strony   strona główna   spis treści   strona Stowarzyszenia   strona UMK