W ponad 60-letniej historii UMK jedną z ciekawych kart były niewątpliwie
sukcesy odnoszone w latach 1954-70 przez koszykarzy toruńskiego AZS i czołową
postać tej drużyny, do dziś mocno związanego z Uniwersytetem i miastem
- Ryszarda Olszewskiego.
- Zaczęło się to już w Gimnazjum i Liceum
im. Jana Kasprowicza w Inowrocławiu, którego jestem absolwentem - wspomina
legendarny koszykarz. - To była bardzo usportowiona szkoła, która dwukrotnie
zdobywała tytuł mistrza Polski szkół średnich w koszykówce. Po zdaniu matury,
wraz z grupą kolegów, wybieraliśmy się na UMK na geologię, ale akurat wtedy
ten kierunek likwidowano. Poszliśmy więc na geografię: Andrzej Wnuk, Jerzy
Grecki i ja, a Janusz Sarbinowski - na biologię. Był też z nami Edward
Wiśniewski, późniejszy profesor geografii na UMK i kilku studentów z innych
kierunków, którzy już wcześniej "bawili się" w koszykówkę. I tak stworzyliśmy
drużynę, która - przyjmując później nazwę "Twarde Pierniki" - stała się
sławna w całym kraju, dobrze promując Uniwersytet Mikołaja Kopernika i
Toruń.
|
| |
|
Drużyna "Twardych Pierników". Pierwszą piątkę w latach 60. ubiegłego wieku stanowili (od lewej): Ryszard Olszewski (kapitan drużyny), Andrzej Chmarzyński, Szczepan Waczyński, Medard Bogucki, Kazimierz Kleczkowski
|
|
|
|
Niełatwo było łączyć naukę z uprawianiem sportu wyczynowego. Zajęcia
i treningi trwały od rana do późnego wieczora. Często terminy sesji egzaminacyjnych
pokrywały się z datami zawodów, turniejów, czy obozów szkoleniowych reprezentacji
Polski, do której należał toruński zawodnik.
- Czasami musiałem przekładać
po kilka egzaminów - przyznaje Olszewski. - Taryfy ulgowej nie było, a
zdarzało się, że zadawano mi nawet więcej niż innym. Ja jeździłem po świecie,
nawet za "żelazną kurtynę", podczas gdy pracownicy naukowi takich możliwości
w latach 50. nie mieli, więc często traktowano mnie raczej chłodno. Dużo
natomiast zawdzięczam profesorowi Galonowi, który po ojcowsku podchodził
do moich problemów, wyznając zasadę, że dla geografa podróże po kraju i
świecie to też jest "warsztat pracy". Oczywiście wyjazdy zagraniczne to
była dla mnie, młodego wówczas człowieka, spora atrakcja; szczególnie mile
wspominam te do Francji i Włoch.
Toruński AZS rozgrywał w tym czasie mecze
z najlepszymi drużynami krajowymi i zagranicznymi, często w hali szumnie
zwanej "Pałacem Sportowym" lub na wolnym powietrzu "Pod Grzybem". Wielkie
emocje i tysiące kibiców towarzyszyło zwycięskim meczom rozgrywanym m.in.
z Chińczykami (1954), drużyną Oxfordu (1956), Sportklubem z Rygi - mistrzem
ZSRR (1958). Prasa pisała wówczas: "Zwycięstwa AZS UMK stawiają tę drużynę
w czołówce krajowej, a Toruń staje się miastem, w którym trudno zwyciężyć".
Twórcą
drużyny "Twarde Pierniki" był trener Edward Kucza - kierownik Studium Wychowania
Fizycznego na UMK, bez reszty oddany tej dyscyplinie sportu. Pod jego kierunkiem
koszykarze toruńskiego AZS trzykrotnie zdobywali złote medale w Akademickich
Mistrzostwach Polski i nieprzerwanie przez 17 lat utrzymywali się w I lidze,
a trójka zawodników: Olszewski, a także Szczepan Waczyński i później Andrzej
Chmarzyński, grała w kadrze narodowej. Zawodnicy się zmieniali, jedni odchodzili,
inni przychodzili, niektórzy zostawali profesorami na UMK - jak Stanisław
Łęgowski czy Andrzej Kola. Odnoszone sukcesy były zasługą całego zespołu,
ale niewątpliwie asem atutowym był Olszewski, który miał wyjątkową smykałkę,
prawdziwy talent do trafiania piłką do kosza z odległości 6-7 metrów.
Na
długoletni sukces "Toruńskich Pierników" wpływ miała także dobra atmosfera
w drużynie, umiejętność współżycia, zgranie zespołu.
- Nawet żony wybieraliśmy
wspólnie - żartuje Olszewski. I opowiada jak to 2 czerwca 1959 roku na
ślubnym kobiercu w USC w Bydgoszczy stanęli - on, Wnuk i Sarbinowski, wybranka
Wnuka oraz jej dwie koleżanki z Bydgoszczy. Jednocześnie wymieniali się
jako świadkowie, aż doszło do "pomieszania z poplątaniem" i urzędniczka
chciała Olszewskiego ożenić dwa razy. Przepraszam, już byłem - powiedział
niedoszły bigamista. Na swój ślub jechał, a raczej leciał prosto z mistrzostw
Europy w Stambule, które kończyły się poprzedniego dnia. W szatni ukradziono
mu zegarek i obrączkę, więc jeszcze rano musiał kupić nową w Toruniu, a
potem dojechać pociągiem do Bydgoszczy. Zdążył jednak na czas, gdyż wybranka
serca - Krystyna z d. ujkowska, notabene absolwentka naszej chemii,
czekała cierpliwie w umówionym miejscu. Ale śmiechu było co niemiara...
Potem, wraz z nieżyjącym już Waczyńskim byli świadkami na ślubie najmłodszego
zawodnika - Andrzeja Chmarzyńskiego, zwanego "Chmarą", dziś adiunkta na
Wydziale Chemii, którego żartobliwie przezywano też "juniorem", chociaż
to chłop jak dąb, mający 193 cm wzrostu.
- To był zdecydowanie najprzyjemniejszy
okres w moim życiu - wspomina Olszewski. - Jako drużyna stanowiliśmy zespół
rozumiejących się ludzi, którzy lubili ze sobą przebywać nie tylko na boisku,
ale także poza nim. Zawarte wówczas przyjaźnie przetrwały do dzisiaj. I
chociaż miałem wiele intratnych propozycji przejścia do innych klubów w
dużych miastach nie skorzystałem z tego, pozostając wierny swojemu klubowi
AZS i uniwersytetowi. Wyznaję bowiem zasadę, może dziś niepopularną, że
pieniądze nie są w życiu najważniejsze. Chociaż urodziłem się w Inowrocławiu,
sentymentalne więzi łączą mnie także z Toruniem. Całe moje dorosłe życie
wiąże się z tym miastem, miałem wpływ na jego rozwój, poznałem wielu wspaniałych
ludzi. Tutaj założyłem rodzinę, mamy dwoje dorosłych już dzieci - syn Andrzej
skończył prawo na UMK, córka Monika jest archeologiem. Mamy pięcioro wnucząt.
Nie wyobrażam sobie innego miejsca na ziemi, jak tylko w Toruniu.
Po zakończeniu
kariery sportowej, już jako działacz w zarządzie AZS i w Wojewódzkiej Federacji
Sportu, a także jako znawca procesu inwestycyjnego, chciał coś dobrego
zrobić dla toruńskiego sportu. Wraz z grupą zapaleńców założyli Fundację
Budowy Hali Sportowej w Toruniu. Miejsce wybrali idealne, u zbiegu ulic
Śniadeckich i św. Józefa, tam gdzie tego rodzaju obiekty zaplanował projektant
miasteczka uniwersyteckiego na Bielanach, prof. Karłowicz. Teren jest ogromny,
gdyż zarezerwowano tutaj także teren dla Studium Wojskowego, którego już
nie będzie. Na tym obszarze zmieściłaby się i hala, i basen, i korty tenisowe,
bieżnia, skocznia, rzutnia - wszystko, co jest potrzebne dla rozwoju fizycznego
studentów, a także dla profilaktyki zdrowotnej pracowników. A UMK, wstyd
się przyznać, jest chyba jedyną uczelnią w Polsce, która tego typu obiektów
nie posiada, bo trudno za takie uznać małe salki rekreacyjne obok DS-ów
i hoteli asystenckich. Sprawa niestety upadła z powodu protestu grupy mieszkańców
spółdzielni mieszkaniowej "Uniwersitas", leżącej na obrzeżach tego obszaru
od strony ul. Gagarina. Notabene w planie zagospodarowania przestrzennego
nie przewidywano tutaj budownictwa mieszkaniowego...
- To jest oczywisty
paradoks - jeszcze dziś Olszewski się denerwuje mówiąc o tej sprawie. -
Obecnie zrodziła się wspólna inicjatywa władz miasta i uczelni, aby taką
halę sportowo-widowiskową pobudować przy ul. Bema, w ciągu już znajdujących
się tutaj obiektów sportowych: lodowiska, modernizowanego właśnie stadionu
i nowego boiska do hokeja na trawie. Działa specjalny zespół pod kierunkiem
prezydenta Michała Zaleskiego i niedawno zwiedzaliśmy tego typu obiekty
w Bydgoszczy, Inowrocławiu, Włocławku. Życzę naszej Uczelni, która ukończyła
już 60 lat i nadal wspaniale się rozwija, aby i ten problem został
rozwiązany.
Sentymentalny związek Olszewskiego z toruńską uczelnią trwa
do dzisiaj. Od 11 lat pełni on funkcję wiceprezesa Stowarzyszenia Absolwentów
UMK. Niewiele uczelni w Polsce posiada tego typu organizację, na niektórych
były, ale "wypaliły się". U nas Stowarzyszenie nadal się rozwija, zrzeszając
ponad 1200 osób.
- Potwierdzeniem potrzeby jego istnienia - przekonuje wiceprezes
- jest wciąż duża frekwencja na dorocznych spotkaniach "Jesienne Powroty".
Nasi absolwenci odbywają nieraz dalekie podróże, aby przyjechać do Torunia
i na macierzystą uczelnię, gdzie, podobnie jak ja, spędzili najlepsze lata
swojej młodości, czasem "chmurnej i durnej", ale zawsze pięknej. Z natury
jestem osobą towarzyską i chętnie pomagam przy organizacji tego rodzaju
imprez. Utrzymywaniu więzi z macierzystą uczelnią służy też nasz biuletyn
"Absolwent", będący źródłem informacji o tym, co dzieje się na UMK i w
środowisku absolwentów. Dziwi trochę fakt, że na naszej uczelni istnieją
dwie oddzielne komórki o podobnym profilu działania, a mianowicie Stowarzyszenie
Absolwentów i "Program Absolwent" w Centrum Promocji i Informacji. Moim
zdaniem cała działalność na rzecz absolwentów powinna skupiać się w jednym
miejscu.
Danuta Seweryn-Ciesielska