Podczas X Zjazdu Absolwentów UMK niektórym jego uczestnikom, szczególnie ze starszych
roczników, zadaliśmy pytanie: Jakie wspomnienia, wrażenia z okresu studiów
utrwaliły się najbardziej w Pani/Pana pamięci? A oto odpowiedzi i zwierzenia,
zebrane podczas wieczornego spotkania towarzyskiego w foyer Auli UMK.
Halina Jaworska, absolwentka prawa z 1950 r. Urodziła się w Toruniu.
Po ukończeniu studiów i aplikacji prawniczej przez długie lata pracowała
w organach sądowniczych w Hajnówce i w Łomży:
- Jak sięgam pamięcią wstecz, to szczególnie mile wspominam okres gwiazdkowy
1946 roku. Gościem spotkania opłatkowego studentów był ówczesny prorektor UMK,
prof. Władysław Dziewulski. Profesor
potrafił stworzyć niepowtarzalną atmosferę pogodnej radości. Pamiętam,
że opowiadał nam, ku naszemu zdziwieniu, bajki... chińskie, dotychczas
nam nieznane, ale piękne i oryginalne. Dzieląc się opłatkiem z bracią studencką
i wykładowcami, czuliśmy prawdziwą jedność. Potem studenci wnieśli kosze
pełne prezentów, a nasz gość otrzymał od studentów lupę, z komentarzem,
że teraz będzie mógł sprawdzać, co się dzieje w jedynym wówczas na UMK
akademiku, przy ul. Mickiewicza.
Eryk Chmiel, absolwent chemii z 1956 r. Na zjazd przyjechał z
Berlina, gdzie mieszka na stałe:
- Na "Jesienne Powroty" przyjechałem po raz drugi, w towarzystwie żony.
Całe życie zawodowe spędziłem w Niemczech, pracując w Zakładach Technologii
Elektrod Spawalniczych, w miejscowości Bad Soden pod Frankfurtem. Pochodzę
ze Śląska, a jak wiadomo, Ślązacy to specyficzna nacja. Chcąc poznać dokładniej,
czy Ślązak to bardziej Polak czy Niemiec, będąc już na emeryturze, zacząłem
studiować historię Europy... Kiedy byłem studentem na toruńskim uniwersytecie,
należałem do AZS i pasjonowałem się żeglarstwem. Chętnie spotkałbym się
z kolegami, którzy podzielali to moje zamiłowanie, m.in. z Alfonsem Borhardem
z Bydgoszczy; pamiętam, że jego żona miała na imię Lidka. Może do kolegi
dotrze mój apel i spotkamy się...
Jerzy Grzywacz, absolwent fizyki z 1952 r., pracownik naukowy
UMK, a potem Uniwersytetu Gdańskiego:
- W okresie studiów najbardziej mnie frapowała problematyka ideologiczna,
filozoficzna, a szczególnie konfrontacja nauki Kościoła katolickiego z
nauką marksistowską. Systematycznie uczestniczyłem w tzw. czwartkowych
spotkaniach, na które zapraszano takie sławy, jak Kieślowski, Czekanowski,
Kołakowski. To oczywiście były zajęcia poza dydaktyką. A trzeba wiedzieć,
|
|
|
|
Grupa absolwentów geografii z 1994 roku. Trzecia od lewej: Janina Fastowicz-Zając
|
|
|
że właśnie fizycy i matematycy, na co dzień parający się naukami ścisłymi,
przejawiają zainteresowania naukami humanistycznymi i filozofią. Biegaliśmy
więc także na wykłady profesorów Konrada Górskiego, Karola Górskiego, Henryka
Elzenberga. Dobrze działało także Duszpasterstwo Akademickie w Kościele
oo. Jezuitów. Po dosyć twardej szkole średniej, wprost zachłysnąłem się
wolnością intelektualną. A były to ostatnie lata przed okresem stalinowskim.
Po polskim październiku - kontynuuje nasz rozmówca - już jako asystent
prof. Aleksandra Jabłońskiego, udzielałem się w harcerstwie, bo na uczelni
istniała instruktorska drużyna akademicka, będąca kuźnią instruktorów dla
drużyn harcerskich w Toruniu. Przejąłem pałeczkę po harcmistrzu Zbyszku
Nawrockim. Zadzierzgnięte wówczas przyjaźnie trwają do dziś.
Janina Fastowicz-Zając, absolwentka geografii z 1974 r., nauczycielka
w Zespole Szkół nr 2 w Toruniu:
- My, geografowie, jesteśmy ze sobą bardzo zżyci i pielęgnujemy te braterskie
więzi z okresu studiów. Integracja naszego środowiska wynikała z samego
charakteru studiów geograficznych, wspólnego uczestnictwa w wielu wycieczkach
i praktykach wakacyjnych w terenie. Mieliśmy bardzo dużo zajęć, 54 godziny
tygodniowo, prawie od rana do wieczora na uczelni lub w terenie. Wśród
moich koleżanek i kolegów z roku są m.in. Michał Zaleski, prezydent Torunia,
który już podczas studiów przejawiał zdolności organizacyjne; prof. Leon
Andrzejewski, pracujący na UMK, wytrwały podróżnik na Islandię; Ewa Czerwińska,
dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 24 w Toruniu, i inni. Dobrze wspominamy
naszych wykładowców, w tym prof. Churską i nieżyjącą już prof. Roszkównę
- a panią doc. Kwiatkowską nazywaliśmy nawet naszą "mamuśką". Muszę zaznaczyć,
że jako studenci żyliśmy w tamtych latach bardzo skromnie, z niewielkich
stypendiów, dorabiając w Spółdzielni "Małgośka" i wykonując różne prace
fizyczne. W pamięci utrwaliło się wspólne spożywanie posiłków, kiedy każdy
dzielił się tym, co miał. Kiedyś na praktyce wakacyjnej został nam tylko
chleb. Aż tu, koleżance przysłano z domu słoik ze smalcem i skwarkami.
Cóż to była za uczta! Byliśmy jak jedna rodzina. Na naszym roku zawiązało
się aż sześć małżeństw. Na X zjazd, w 30-lecie ukończenia studiów, przyjechało
17 osób z 22, które ukończyły studia w 1974 r. Cieszymy się z tego, ale
pozostała także nutka nostalgii, że tak szybko to minęło...
Zwierzenia spisała:
Danuta Seweryn-Ciesielska